wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 3


Wyszedłem ze szkoły i zapaliłem papierosa, zaciągnąłem się i od razu poczułem jak nikotyna działa na mnie w rozluźniający sposób. Stałem tak jeszcze 5 minut, marcowe powietrze nie należy do najcieplejszych. Następny miałem hiszpański, nie wiem po co mi ten przedmiot, nie mam zamiaru mieszkać w pieprzonej Hiszpanii.
Jesy's pov
Musiałam zostań dłużej po lekcjach. Jestem ulubienicą pani od chemii więc poprosiła mnie o pomoc a ja jak zwykle nie umiem odmówić. Skończyło się na tym że mój autobus odjechał a ja idę w deszczu do domu.
Moi rodzice nie są biedni, oni po prostu są bardzo skąpi i mam wrażenie że mnie nie lubią, zwłaszcza tata, co prawda, nie mam zbyt wiele okazji żeby z nim pogadać bo pracuje we Francji.
Szłam przeglądając Twitter'a i nagle usłyszałam klakson samochodowy. Odwróciłam się i zauważyłam czarny samochód, gdy kierowca odsunął szybę moim oczom ukazał się uśmiechnięty chłopak o karmelowych tęczówkach.
-Hej shawty, nie zimno ci? -oblizał usta. Nie Justin, trzęsę się z radości bo cię zauważyłam, a nos mam czerwony bo chcę pracować w cyrku. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
-Podwieźć cię? -szatyn uniósł brwi, musiałam przyznać, był cholernie przystojny.
-Nie dziękuję, przejdę się -powiedziałam uprzejmie
-Przestań zgrywać trudną i wsiadaj, rozchorujesz się -powiedział obojętnie. Od kiedy obchodzi go moje zdrowie do cholery? Zastanowiłam się i po chwili wsiadłam, to tylko kolega z klasy, nic mi przecież nie zrobi tylko proponuje pomoc. Chłopak nie odrywał ode mnie wzroku, co więcej, wyglądał na głęboko zamyślonego, lekko mnie to zawstydzało. Miałam coś na twarzy?
Pokręcił głową i ruszył z piskiem opon, w samochodzie panowała niezręczna cisza i choćbym nie wiem jak długo myślała, nie mogłam wpaść na pomysł co powiedzieć. Justinowi chyba to też przeszkadzało, więc przemówił-Zawsze wracasz piechotą?-zapytał nie odrywając wzroku z drogi.
-Nie, dziś musiałam zostać dłużej w szkole więc mój autobus uciekł-westchnęłam bawiąc się palcami. Zawsze przy chłopakach się stresowałam, a onieśmielająca uroda Justina wcale nie pomagała. Justin lekko zachichotał co było urocze - Twoi rodzice nie mogą kupić ci samochodu?
-Co cię to interesuje? -nie wiem skąd ten nagły przypływ pewności siebie i chamstwa się wziął, ale szatyn na to zasłużył.
-Nie interesuje, po prostu próbuję nawiązać rozmowę - wzruszył ramionami wyraźnie zbity z tropu. Co Justin, żadna dziewczyna nie jest dla ciebie nie miła?
-Ok.
Przez resztę drogi jedyne pytanie z jego ust to jaki jest mój adres, składał mi również niemoralne propozycje abyśmy pojechali do niego i sami wiecie co dalej. Wiadomo że żartował, w końcu wyglądałam jak wyglądałam i po tym incydencie sprzed dwóch lat nie pozwalam się nikomu do mnie dotknąć.
Chłopak zatrzymał się pod moim domem- teraz wiem gdzie mieszkasz, będę mógł cię odwiedzać- mrugnął.
-Nie widzę takiej potrzeby,ale dziękuję za podwiezienie, to miłe-uśmiechnęłam się lekko i wysiadłam z samochodu. Bieber od razu odjechał, a ja weszłam do domu. W powietrzu unosił się zapach cynamonu i czekolady. Ciasteczka!
-Hej mamo -przytuliłam moją rodzicielkę, od razu odwzajemniła gest. Mama miała włosy upięte w kok, sukienkę i na to fartuch, co potwierdziło moje przypuszczenia że piekła ciasteczka.
-Cześć kochana, gdzie ty tak długo byłaś?-mama i te jej przesłuchania.
-Musiałam zostać dłużej w szkole, autobus uciekł więc ktoś mnie podwiózł - wzruszyłam ramionami.
-Kto?
-Kolega.
-To dobry chłopak?- nie wiem czemu ale się zaśmiałam-Mamo, on mnie tylko podwiózł, nie planujemy ślubu.
-Tak wiem, po prostu nie chcę żeby spotkało cię to samo co Lily-westchnęła gładząc mnie po policzku.
Lily była moją starszą siostrą. Była, ponieważ już nie żyje, ale o tym opowiem innym razem.
Po zjedzeniu ciasteczek i oglądaniu telewizji z mamą poszłam do pokoju, przebrałam się w za dużą na mnie koszulkę i fioletowe spodenki. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się uczyć na matematykę, było to tak nudne, że nawet nie wiem w którym momencie zasnęłam.
Justin's pov
Gdy promienie słoneczne weszły w kontakt z moimi oczami, mentalnie się zabiłem, za to że wieczorem nie użyłem zasłon.
Przeciągnąłem się, wstałem z łóżka, poszedłem do łazienki i wykonałem poranną toaletę. Wolnym krokiem zajrzałem do szafy i założyłem dresy, białą koszulkę i bluzę.
Nigdy nie byłem rannym ptaszkiem więc wstawanie o 8 rano w sobotę było dla mnie niezwykle trudne. Szybko zjadłem śniadanie i poszedłem do parku. Założyłem słuchawki na uszy i zacząłem biegać, zawsze biegałem rano, to mnie rozluźniało. Wczoraj po odwiezieniu Jesy do domu pojechałem do Lexi, to moja "przyjaciółka", ona także pomaga mi się rozluźnić. Lexi to wysoka szczupła blondynka, charakter ma zjebany i jest rozpieszczona, ale za to jest świetna w łóżku i to mi wystarczy. Jest zupełnie inna niż Jesy, brunetka jest bardziej naturalna i ładna..Justin, czemu ty je porównujesz?! Tak czy inaczej, Jesy też wkurwiająca. Zgrywa taką trudną i niedostępną, myśli chyba że jest lepsza od innych. Zakładam się że nic jej nie brakuje, grzeczna dziewczynka, której rodzice kupują co chcą.
Przez to że bardzo się zamyśliłem, wpadłem na kogoś i ta osoba upadła na ziemie a ja mimowolnie poleciałem na nią.


---
Hej, wiem że długo nic nie dodawałam, za co bardzo przepraszam
Czytasz=komentujesz

1 komentarz:

  1. O matko jak ja czekałam na kolejny rozdział ;D Mam nadzieję ze dodasz szybko następny, ponieważ opowiadanie jest BOSKIE :D

    OdpowiedzUsuń